JENNIFER LOPEZ CHCIAłA WRóCIć NA SCENę I PRZEGIęłA. ZOSTAłA NAJBARDZIEJ ZNIENAWIDZONą GWIAZDą

Jennifer Lopez to teraz najbardziej znienawidzona gwiazda Hollywood / świata - twierdzi wiele osób. Nie zabiła żadnego szczeniaczka, nie rozjechała kotka, nie prowadziła samochodu po alkoholu, nikogo nie pobiła, nie stosowała przemocy seksualnej, a jednak ludzie i tak uważają, że jej kariera jest skończona. Co się stało i jak do tego doszło?

Faktycznie, Jennifer Lopez musiała w tym roku odwołać siedem koncertów, bo bilety się nie sprzedały tak bardzo, że nie było sensu organizować tych występów, a najnowsza płyta (w dodatku pierwsza od 10 lat) to komercyjny niewypał. Album nazywa się "This is Me… Now" i zadebiutował na niezwykle rozczarowującym 38. miejscu listy Billboard 200. Jak donosi portal Variety, wcześniej tylko jedna z jej płyt nie trafiła do pierwszej dziesiątki. 

Zobacz wideo Jennifer Lopez, Johnny Depp, czy Ryan Gosling, czyli lista aktorów o wielu talentach artystycznych [MUSIMY O TYM POGADAĆ]

Miał być wielki powrót Jennifer Lopez…

Krążkowi towarzyszy film muzyczny "This is Me… Now: A Love Story". Lopez wyłożyła na projekt 20 mln dolarów z własnej kieszeni i wiele zapowiada, że będzie na tym właściwie tylko stratna, choć miał to być wielki powrót na scenę. Do tego jeszcze na Amazonie pojawił się również film dokumentalny "The Greatest Love Story Never Told". Opowiada o tym, jak po kilkunastu latach przerwy J.Lo zeszła się z Benem Affleckiem. Film został najczęściej oglądaną produkcją na platformie Amazon Prime Video, ale to niekoniecznie dobrze, bo zdaniem wielu piosenkarka wypadła tam fatalnie. Wiele osób przestrzegało Lopez przed robieniem obu dokumentów i wychodzi na to, że powinna była ich posłuchać. Właśnie te produkcje dostarczyły mnóstwo paliwa, którym karmią się krytykujący gwiazdę widzowie.

… jest pręgierz na TikToku. J.Lo robi wszystko źle

Na TikToku pojawiają się już niemal hurtowo filmiki, w których piosenkarka jest besztana na wszelkie możliwe sposoby za to, że jest np. nieszczera, nieautentyczna, cierpi za znieczulicę, nie umie śpiewać, jest niemiła dla ludzi, okropnie traktuje swoich pracowników, niedobra dla swojego męża, a tak w ogóle to jest narcystyczną atencjuszką, która przez ostatnich 30 lat nic tak naprawdę nie osiągnęła, bo jej kariera to jeden wielki przekręt. Nawet ci, którzy pewnie nie mieli złego zdania na temat Lopez, pod wpływem tych nagrań zmieniają zdanie. "Po tych tiktokach mam tak, że nie lubię Jennifer bardziej niż Michaela Jacksona" - wyznała mi koleżanka z pracy. Dlaczego? Bo, jak wyjaśniła, "J.Lo znana jest z bycia super niemiłą, je**nia obsługi i asystentów, robienia awantur i zwalniania wszystkich, którzy się nią nie zgadzają. Zostają jej tylko tani pochlebcy".

Czego by teraz Lopez nie zrobiła, zostanie za to skrytykowana. Ludzie wyciągają jej stare wywiady, by udowodnić, że od zawsze była okropną osobą, która nie zasługuje na to wszystko, co ma. Dowodem na znieczulicę artystki ma być m.in. to, że zmusiła Bena Afflecka do nagrania dokumentu o ich związku, a wiadomo, że on woli prywatne życie trzymać z dala od kamer, że ciąga go wbrew jego woli po branżowych imprezach, na których aktor ma wiecznie minę męczennika (tłumaczył nawet w jednym wpisie, że taką ma po prostu twarz), że mimo że jest on leczącym się alkoholikiem, jego żona bezdusznie wypuściła na rynek własną serię alkoholi. Inna sprawa, że Lopez ma całe mnóstwo różnych biznesów takich jak własna marka odzieżowa, firma kosmetyczna i linia perfum. Poza tym jest także producentką filmową, telewizyjną oraz muzyczną.  

Co się ludziom o Jennifer Lopez wydaje

Oburzenie wywołało też to, że w piosence "Lonely" piosenkarka zaśpiewała "Siempre serás tu negrita del Bronx", co teoretycznie tłumaczy się na "Zawsze będę twoją czarną dziewczyną z Bronksu". Wielu słuchaczy uznało, że osoba, która nigdy wcześniej nie identyfikowała się jako czarna, nie powinna takich rzeczy śpiewać. "To obraźliwe dla prawdziwych czarnych kobiet", "Nie jesteś czarną dziewczyną z Bronksu. Jesteś białą latynoską, nie czarną. Przestań zawłaszczać kulturę czarnych" - pisali na Twitterze poszczególni sceptycy. Praktycznie okazało się, że w latynoskim slangu "tu negrita/negrito" nie odnosi się do koloru skóry, a oznacza raczej dziewczynę, chłopaka lub dziecinę z osiedla.

J.Lo zebrała też bęcki za to, że zagrała w lutym 2024 roku kilka swoich największych hitów w hotelu w Dubaju. Jej występ w One & Only One Za’abeel oglądali m.in. Idris Elba, Naomi Campbell i Vanessa Hudgens, a ona miała dostać gażę w wysokości pięciu milionów dolarów. Pojawiły się jednak głosy, że ktoś, kto od lat nazywa się sojuszniczką osób ze środowiska LGBT, nie powinien występować w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, bo homoseksualność jest tam nielegalna i grozi za nią kara więzienia. Lopez została oskarżona o to, że "przedkłada pieniądze ponad ludzkie prawa".  Piosenkarka tymczasem od lat naprawdę aktywnie wspiera tę społeczność, za co m.in. dostała w 2014 roku nagrodę GLAAD Vanguard. Pochwały zbierała m.in. za list o swojej homoseksualnej ciotce napisany z okazji miesiąca dumy w 2017 roku, za to, że kiedy pokazuje zdjęcia dziecka swojej siostry, dba zawsze o to, by pisać z użyciem neutralnych płciowo zaimków, popiera jednopłciowe małżeństwa itd. 

Czym Jennifer Lopez zgrzeszyła? "Ludzie mają dość wszystkich tych gwiazdeczek"

- Myślę, że cała ta sprawa z Jennifer Lopez pokazuje, jak bardzo ludzie mają dość celebryckiej kultury i ogólnie mało co ich to wszystko obchodzi. Zwłaszcza jeśli ktoś tak bardzo i tak marnie chce udowodnić, że jest kimś, z kim można się utożsamić i zna trudne realia życia. Ile razy Jennifer jeszcze wspomni o tym, że mieszkała na Bronksie i jest z "dzielnicy"? A kiedy jedzie tam na miejsce, to nikt jej tam nie rozpoznaje i nie uważa za "swoją". Ta dziewczyna odwołuje koncerty, bo sprzedało się za mało biletów, jej film jest absolutnie do bani, coraz więcej się mówi, że nie umie śpiewać i że ludzie jak Ashanti są jej "wokalistami widmo" (śpiewają za nią), a do tego ciągle słyszymy o tym, że zachowuje się obrzydliwe wobec każdego, kogo uważa za niewystarczająco ważnego i jest paskudną diwą, która napawa się tym, że jest bogata, a inni biedni - analizuje tiktoker RawCritix (obserwuje go 122 tys. osób, zebrał w sumie 7,3 mln polubień). 

- Bądźmy szczerzy, dziewczyno, jesteś sławna tylko dlatego, że zagrałaś Selenę w filmie, który miał premierę niedługo po tym, jak ona została zamordowana. To sprawiło, że twoja kariera poszybowała w kosmos  - stwierdził. - Z jakiegoś powodu to, że zagrała naprawdę utalentowaną piosenkarkę, sprawiło, że uwierzyła w to, że także ona potrafi śpiewać, a tak naprawdę nie jest wcale taka dobra. Widzieliście nagranie z jej występu w "Saturday Night Live", zanim podłożyli jej autotune'a? Brzmiała jak umierający kot - dalej się znęca nad piosenkarką. - Lata temu ktoś pewnie uznał, że skoro tak bardzo zwróciła na siebie uwagę rolą Seleny, zrobi się z niej gwiazdę popu i gwiazdę filmową. Wymyślili jej jakąś bujdę o tym, że wychowywała się na Bronksie i marzyła o karierze - analizuje i próbuje podważyć rangę późniejszych dokonań Lopez. - Czy gdyby J.Lo nie zagrała wtedy Seleny, byłaby dziś tym, kim jest teraz? - zastanawia się i dopytuje, gdzie dokładnie Lopez mieszkała i zarzuca jej, że odmówiła sfinansowania remontów w swoich starych szkołach i że swoją starą dzielnicę odwiedza tylko, kiedy promuje jakiś film albo płytę.

Inna użytkowniczka TikToka Photosbyangela nagrała z kolei serię filmików, w których twierdzi, że ona i Lopez chodziły do tej samej katolickiej szkoły. Oskarżyła ją o kłamstwa na temat jej życia na Bronksie. - Obie uczyłyśmy się w żeńskiej szkole we włosko-irlandzkiej dzielnicy, więc nie, nie biegałaś po dzielnicy - stwierdziła. Dowodem na to, że Jennifer zmyśla, ma być też filmik z 2014 roku, na którym piosenkarka podchodzi do swojego starego domu na ulicy Castle Hill. Na ganku stoi starszy pan, nieszczególnie zorientowany, z kim rozmawia. Lopez mówi mu, że mieszkała w tym domu i jej pokój był na piętrze, a on zapytał, jak ma na imię i kim właściwie Jennifer Lopez jest. Oczywiście nie musi tego wiedzieć, tak samo jak tego, kto wcześniej w tym samym budynku mieszkał.

 

Idoli trzeba zrzucić z piedestału

"To nie tak, że Lopez nie jest z Bronksu. Oczywiście, że jest, i nikt jej tego nie odbierze. Chodzi o to, że wizerunek prawdziwej i wiarygodnej dziewczyny z Bronksu, której udało się przebić w Hollywood, młodszemu pokoleniu wydaje się obłudny i afektowany. Wielu uważa, że wysługuje się dzielnicą w celach marketingowych, a teraz ludzie najbardziej cenią autentyczność i szczerość. Jak doszło do tego, że Jennifer tak bardzo odcięta od ludzi, których teoretycznie reprezentuje?" - analizuje specjalizujący się w latynoskiej kulturze popularnej Miguel Machado z serwisu popsugar.com.

Dziennikarz zauważa, że, owszem, w 2014 roku Lopez razem z Montefiore Medical Center na Bronksie otworzyła Centrum Zdrowego Dzieciństwa, ale to zdaniem wielu niewystarczający i jednorazowy, bardzo marketingowy krok. To, że od 10 lat nie zrobiła dla dzielnicy nic więcej, też jej teraz nie pomaga, ani to, że choć sama zrobiła karierę m.in. na tańcu i zarobiła miliony dolarów, to nie otworzyła w starej dzielnicy żadnej szkoły tańca, żeby pomóc innym osiągnąć sukces. Oczywiście są też inni słynni nowojorczycy, którzy dla lokalnych społeczności zrobili znacznie mniej i nie spotykają się przy tym z taką krytyką jak Lopez ostatnio. Sęk w tym, że współczesne dzieciaki nie kupują narracji podawanej przez Lopez. Patrzą na nią już bardziej jak na celebrytkę, niż kogoś, kto musiał sobie miejsce w show-biznesie wydrapać, i nie wierzą w to, że jest szczera w swoich opowieściach sprzed lat. Ci młodsi nie wierzą, bo nie znają tak naprawdę tamtych realiów i oceniają to ze swojej współczesnej perspektywy.  

Czy to możliwe, że na fali nienawiści do Jennifer Lopez w mediach społecznościowych pojawiają się ludzie, którzy zmyślają o niej negatywne historie? Zastanawia się nad tym Elijah Gil ze specjalizującej się w redefiniowaniu latynoskiej kultury strony latv.com. Analizuje, że choć na TikToku z jednej strony pojawiają się opowieści np. o tym, jaka to J.Lo była dla kogoś niemiła w restauracji, to z drugiej sporo osób zaświadcza o tym, że piosenkarka jest naprawdę uprzejma, profesjonalna i miła, a do tego pokazują nagrania i zdjęcia ze spotkań. Wskazuje, że jeszcze nie tak dawno Lopez była powszechnie uwielbiana, a opinia publiczna odwróciła się od niej przerażająco szybko - nie jest pewien, czy to faktycznie wynika z tego, co zrobiła sama Lopez, czy po prostu wpisuje się w tendencję do tego, by krytykować osoby kiedyś bezkrytycznie uwielbiane.

To, co się dzieje naokoło Jennifer Lopez, pokazuje, jak wygląda upadek kultu celebryty. Coś podobnego 10 lat temu przeżyła Anne Hathaway, która niedługo po zdobyciu pierwszego Oscara zderzyła się z siecią internetowej nienawiści. Rozpętał się "Hathahate", przez co aktorka długo miała problem ze znalezieniem pracy. Ludzi denerwowało, że kiedy prowadziła galę z Jamesem Franco, była zbyt energiczna, a on zbyt flegmatyczny, potem się okazało, że nie jest wystarczająco atrakcyjna, by grać Kobietę Kota, a potem każda jej publiczna przemowa była zła z jakiegoś powodu: zbyt wyćwiczona, za emocjonalna, a to aktorka byłą zbyt skupiona na sobie przy odbieraniu jakiejś nagrody. Dekadę później mówi się o tym, że aktorka padła ofiarą mizoginistycznej kultury przejawiającej się tym, że każdy ruch popularnej kobiety jest brany pod mikroskop i doszczętnie krytykowany. Ostatnio z podobnym zjawiskiem spotykają się np. Brie Larson czy Rachel Zegler. 

Od popularnych osób, zwłaszcza kobiet, teraz wymaga się więcej niż kiedyś. Nie wystarczy, że dobrze robią to, dzięki czemu stały popularne. Poza tym, że w takim samym stopniu jak wszystkich innych obowiązuje je kodeks karny (ludzie mają już dość, że sławni i bogaci mogą więcej i wybacza im się różne dziwne wybryki), to jest jeszcze szereg wytycznych, powiedzmy, moralnych.

Mission: Impossible 

Sławne osoby muszą być bardziej papieskie niż papież: nie mogą być niemiłe, niedostępne, dumne, nie mogą się wywyższać, nie mogą opowiadać marketingowych bujd dla budowania wizerunku, muszą być jednocześnie pokorne, uprzejme, kontaktowe, sympatyczne i troskliwe, a do tego charakteryzować się nienaganną etyką pracy. Dla napotkanych fanów koniecznie powinny być jak najbardziej dostępne, najlepiej, by z każdym zbiły piątkę, zrobiły sobie wspólne zdjęcie, dały autograf i jeszcze chwilę pogadały, by pokazać, jakie to są normalne, swojskie i wdzięczne za wszystko, co je dzięki popularności spotkało. Nie daj panie, by miały zły humor albo pokazały, że są czymś zmęczone.  

- Celebryci są chwaleni, kiedy wydają się autentyczni i sprawiają, że publiczność czuje się z nimi swojsko. To się wiąże często z opowieściami o skromnych początkach i sukcesie odniesionym pomimo trudności. Publiczność nie widzi już autentyczności w zapewnieniach Jennifer Lopez przez to, jak jest teraz bogata i uprzywilejowana. Kiedy ze swojej rezydencji opowiada o tym, jak żyła na ulicach Bronksu, wydaje się nieszczera - analizuje dla "Los Angeles Times" profesorka Claire Sisco King z Uniwersytetu Vanderbilta. Ludzie uważają, że w tym filmie dokumentalnym ona tylko gra i tak naprawdę buduje swoją markę, co nijak się ma do ich codziennych trudności. 

"Lubimy oglądać, jak ludzie dążą do sukcesu. Ale kiedy już go osiągną, jedyna możliwa ścieżka do obserwowania to ich upadek, z czego też można na zasadzie schadenfreude czerpać dużo przyjemności" - stwierdza Robert Thompson z Bleier Center Newhouse School of Public. Przypomnijmy - schadenfreude to przyjemność czerpana z cudzego niepowodzenia lub nieszczęścia. "Ludzie odczuwają w takich sytuacjach satysfakcję, bo okazuje się, że ci bogaci ludzie wcale nie mają wszystkiego i może wcale na to wszystko, co mają, nie zasługują" - komentuje dla strony USA Today Elizabeth Cohen z West Virginia University. Wskazuje, że zgodnie z teorią porównań społecznych ludzie mają tendencję do wyciągania wniosków o sobie na podstawie zestawienia z kimś innym. Porównywać można się w górę (czyli z tymi, którzy wydają się od nas pod jakimiś względami w czymś lepsi) lub w dół (my czujemy się od nich pod jakimś względem lepsi) i w zależności od okoliczności zawsze znaleźć coś, co sprawi, że lepiej się ze sobą poczujemy. 

Jennifer Lopez ma 54 lata i na samym tylko Instagramie obserwuje ją 253 mln kont. Poza 80 mln sprzedanych płyt ma na koncie też nominacje do Złotego Globu i ponad 200 branżowych nagród. Choć wielu hejterów lubi ostatnio powtarzać, że piosenkarka nigdy nie była tak wielką gwiazdą, jak jej się wydawało, nie zmieni to tego, jak J.Lo wpłynęła na popkulturę. Nieodmiennie jest uważana, za jedną z najbardziej wpływowych artystek swoich czasów - trafiła m.in. na listę 100 najbardziej wpływowych ludzi świata tygodnika "Time'a" i listę 100 najbardziej potężnych kobiet świata "Forbesa". Jest jedną z nielicznych aktorek (bo właśnie od filmu Lopez zaczynała), które z sukcesem rozkręciły muzyczną karierę. Przypisuje się jej wielkie zasługi w promowaniu latynoskiej kultury zarówno w sferze muzycznej, jak i filmowej, bo m.in. utorowała w Hollywood ścieżki dla innych latynoskich gwiazd. Poza śpiewem i aktorstwem specjalizuje się też w tańcu - nie bez powodu zyskała przydomek "królowej tańca". 

Miała gigantyczny wpływ na zmianę mainstreamowych standardów piękna na takie, które doceniają krągłe kształty. Kiedy na jednej z imprez pojawiła się w zielonej sukni Versace, ludzie tak często szukali jej zdjęć, że szefowie Google zdecydowali się utworzyć w przeglądarce zakładkę "zdjęcia", co potwierdził prezes Eric Schmidt. Przez ostatnich 30 lat zaliczyła różne wzloty i upadki, ale za każdym razem udowadniała, że jest zjawiskiem trwalszym niż chwilowe trendy. Spodziewałabym się tego, że za jakiś czas znajdzie sposób, żeby utrzeć wszystkim marudom nosa.

2024-04-20T12:02:15Z dg43tfdfdgfd