RZUCIłA KIEROWNICZE STANOWISKO I WYJECHAłA NA WIEś. "BYLI W SZOKU"

Robiła karierę, miała znajomych i wielkomiejskie życie, które lubiła. Po czasie dostrzegła, że brakowało jej spokoju. Malwina opowiada o przeprowadzce, urokach mieszkania na wsi i życiu w zgodzie ze sobą.

  • - Malwina z Warszawy przeniosła się na wieś. Szukała tam spokoju, ponieważ wycieńczyła ją praca na kierowniczym stanowisku
  • - "Byli w szoku, kiedy powiedziałam, że rezygnuję z pracy i przeprowadzam się na wieś. Bo korzystałam z nimi z warszawskiego życia. Chyba się tego nie spodziewali i nie wyobrażali sobie mnie na wsi" — mówi o reakcji znajomych
  • - Opowiedziała nam również o problemie z pracą. "Nawet w okolicznych, trochę większych miejscowościach trudno ją znaleźć, szczególnie kobietom" — opowiada
  • - Więcej podobnych tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Potrzebę odnalezienia spokoju czułaś na długo przed wyprowadzką z Warszawy?

Malwina: Pochodzę z Mazur, ale jak większość osób stąd, po maturze wyjechałam na studia. Ja akurat wybrałam Warszawę. Bardzo wsiąknęłam w to miasto. Lubiłam moje warszawskie życie, szybko się tam odnalazłam. Intensywny rytm dnia i wysokie tempo mnie nie przerażały. Zaczęłam pracę w jednej z sieciówek. Kariera zaczęła się rozkręcać. Szybko awansowałam na zastępcę menadżera, potem na stanowisko menadżera, aż w końcu zostałam kierowniczką regionalną. Praca mnie pochłonęła, chociaż paradoksalnie było tam więcej raportowania niż mody. Z każdym awansem moja motywacja rosła, wszystko działo się niezwykle szybko. Spokój zupełnie nie był mi potrzebny, nawet kiedy pojawiał się stres. Dzięki wyższym zarobkom mogłam pozwolić sobie na więcej. Wychodziłam do klubów, knajp, na wystawy i koncerty. Zgiełk mi nie przeszkadzał.

Kiedy zaczął?

W któryś weekend przyjechałam na Mazury i przypadkowo spotkałam mojego byłego chłopaka. Spotykałam się z nim przed wyprowadzką do Warszawy, potem przez chwilę na odległość, ale koniec końców nasze drogi się rozeszły, żeby po sześciu latach się zejść. Przez dwa lata znów spotykaliśmy się na odległość. Pracowałam na stanowisku kierowniczym i musiałam być w Warszawie. Aż do pandemii.

Dalszą część tekstu znajdziesz pod materiałem wideo

Rozumiem, że lockdown spędziłaś na Mazurach?

Na początku pandemii mogłam pracować zdalnie, dlatego przez pewien czas byłam na Mazurach. Wtedy zaczęłam czuć spokój, którego nie czułam w warszawskim kotle. To zbiegło się z momentem, kiedy praca zaczęła być bardziej stresująca. Niedzielne wieczory przestały być spokojne, a były pełne nerwów o kolejny dzień i kolejne raporty. Zdałam sobie sprawę, że mnie to wykańcza. Byłam w wirze i dopiero chwila oddechu pozwoliła mi złapać perspektywę.

I podjąć decyzję?

Wóz albo przewóz. Miałam trzydzieści lat, zawsze marzyłam o rodzinie, z drugiej strony lubiłam swoje warszawskie życie. Mój partner miał ziemię na Mazurach i wybudowany dom. Przeliczyliśmy wszystko i uznaliśmy, że się przeprowadzę. To był maj 2021 r.

Przeprowadzka poszła sprawnie?

Bardzo. Wypowiedzenie złożyłam od razu po podjęciu decyzji, przez kolejne trzy miesiące musiałam jeszcze pracować. W pierwszych dniach września byłam już na Mazurach, rzeczy przewoziłam sukcesywnie. W międzyczasie w dosyć ekspresowym tempie wykończyliśmy dom, bo w maju był jeszcze w stanie surowym.

Jak na wiadomość o przeprowadzce na wieś zareagowali twoi znajomi?

Byli w szoku, kiedy powiedziałam, że rezygnuję z pracy i się przeprowadzam. Chyba się tego nie spodziewali i nie wyobrażali sobie mnie na wsi.

Wyprowadziłaś się z perspektywą przerwy od pracy, czy myślałaś o podjęciu nowej?

Kiedy podjęliśmy decyzję o przeprowadzce, zaczęłam oszczędzać, żeby mieć na pierwszych kilka miesięcy. Tu, na Mazurach, jest spory problem z pracą. Nawet w okolicznych, trochę większych miejscowościach trudno ją znaleźć, szczególnie kobietom. O etatową bardzo ciężko. Nie stresowałam się tym, bo miałam oszczędności i wsparcie od partnera. Ale ja nie wyobrażałam sobie nie pracować. Nie wiedziałam, co miałabym robić całymi dniami. Teraz już jest inaczej, bo mam tu sporo zajęć, ale wcześniej praca nadawała mi sens życia i rytm dnia.

To jak się bez niej odnalazłaś?

Musiałam znaleźć sobie zajęcie. Byłam nawet na rozmowie w innej sieciówce w okolicznym mieście, ale się nie zdecydowałam, bo to byłaby ta sama praca, z której zrezygnowałam. Ale jako że zawsze lubiłam pisać, postanowiłam to wykorzystać. Zajęłam się copywritingiem. Najpierw łapałam pojedyncze zlecenia, które nadawały mi rytm dnia. Potem zaczepiłam się w agencji marketingowej, dla której pracuję do dzisiaj. Zdalnie, w wyznaczonym przez siebie czasie. Mam pewność, że będę miała zlecenia i będę miała pensję. Wiosną, latem, kiedy mam więcej rzeczy do zrobienia na zewnątrz, pracuję wieczorami. Jesienią i zimą natomiast częściej w ciągu dnia. Najtrudniejsze po przeprowadzce na wieś było zbudowanie sobie rutyny dnia. Wstawaliśmy rano, partner wychodził do pracy, a ja zastanawiałam się, co robić. Teraz oprócz pracy i zajmowania się rocznym synem, mam ogród, w którym spędzam dużo czasu, ale wcześniej nie do końca potrafiłam się odnaleźć.

Nowa praca nie stresuje cię tak, jak stresowała poprzednia?

Im dłużej siedzę i im więcej osób spotykam, tym bardziej doceniam swoją pracę. Mam rocznego syna, szukałam mu niedawno niani, która przychodziłaby dwa razy w tygodniu. Bałam się, że takiej nie znajdę, bo środkowe godziny w ciągu dnia nie są za bardzo opłacalne. Okazało się, że dużo dziewczyn się zgłosiło. To pokazuje, jak duży jest tutaj problem z pracą. Co z tego, że mam doświadczenie menadżerskie, że zarządzałam milionowymi budżetami. Tutaj to nie ma znaczenia.

Co cię najbardziej zachwyca w mazurskim życiu?

Mieszkam na wsi, która nie ma nawet sklepu. Jak się przeprowadzaliśmy, mało kto tu w ogóle mieszkał, teraz buduje się trochę więcej osób. Zachwyca mnie brak presji otoczenia, brak stresu związanego z tempem życia. Ja nie prowadzę może typowego slow life, bo obowiązków mam sporo. Wstaję rano, ogarniam syna, siadam do komputera, wieczorem trzeba pojechać na zakupy do miejscowości obok, coś ugotować. To nie jest też tak, że codziennie rano siadam na tarasie z kawą i słucham śpiewu ptaków.

Mówisz o presji otoczenia. Co masz na myśli?

Przede wszystkim mam dużo mniejszą presję kupowania, chociażby ubrań. Nie wychodzę codziennie do pracy, dlatego nie potrzebuję aż tylu outfitów. Odkąd się tu przeprowadziłam, kupuję tylko w drugim obiegu. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy kupiłam nowe rzeczy. Bo nie muszę. Nie czuję presji, że muszę gdzieś wyjść, bo coś mnie ominie. Że otwiera się nowa knajpa w Warszawie i wszyscy w poniedziałek w biurze będą o tym rozmawiać, więc ja też muszę być i sprawdzić. Tutaj tego nie ma. Sporo dzięki temu oszczędzam, bo w Warszawie wydawałam dużo na takie wyjścia, na dojazd, na kawki, na drinki.

Słyszę o oddechu. Czujesz, że się uwolniłaś?

Bardzo odetchnęłam, zwolniłam i przestałam się stresować. W Warszawie zawsze czułam, że robię za mało, że muszę się rozwijać, że nie do końca jeszcze pasuję, że mogę więcej. Nie mogę nie przyjąć awansu, muszę jeździć na szkolenia. Być lepsza, być bardziej wydajna, rozwijać się. Wydawało mi się, że trzeba być człowiekiem sukcesu. Tu robię co chcę. Żyję w swoim tempie, w zgodzie ze sobą. Jest mniej ludzi wokół mnie, którzy mnie oceniają. Cały czas walczę, żeby nie porównywać się z ludźmi z internetu, ale to jest kwestia, nad którą pracuję na terapii. To, co kocham na wsi, to swoboda, luz i spokój. Ja z natury jestem niecierpliwa, szybko się denerwuję, ale tu mam ukojenie.

Obawy o to, że nie odnajdziesz się na wsi chyba się nie sprawdziły?

Na maksa tu wsiąkłam, zaczęłam pasjonować się ogrodnictwem. Każdą wolną chwilę poświęcam ogrodowi. Zamawiam warzywa, kwiaty, przekopuję grządki, sadzę. Uczę się o nasionach, nawozach. Nie wychodzi mi to najgorzej, szczególnie że wcześniej mieszkałam w bloki i kwiatki znałam tylko z doniczek.

Chciałabym, żeby to wiejskie życie mi się nie znudziło. Brakuje mi natomiast kultury. W Olecku, najbliższym mieście, działa kino, ale seanse są tylko w weekendy. Nie ma muzeów, galerii, nie pójdziesz na wystawę, koncert. To wszystko trzeba zaplanować i wyjechać. Nie ma dużego wyboru knajp. Ale coś za coś, jak to w życiu.

2024-04-28T06:46:48Z dg43tfdfdgfd