WIELKA PRZEMIANA ARTURA SZPILKI. "WALKA Z SAMYM SOBą TRWA"

Kiedyś kibice czekali na jego potknięcia w ringu. Dziś dawnego Artura Szpilki, niepokornego chuligana i pięściarza, już nie ma. - Jestem dużo starszy, mądrzejszy. Ale walka z samym sobą trwa - mówi "Szpila" w magazynie "Klatka po klatce".

Artur Szpilka to postać, którą kibice znają doskonale. Lista jego szalonych "akcji" jest bardzo długa. W ringu toczył głośne walki (jak choćby z Deontayem Wilderem), poza nim skupiał taką samą, a może nawet większą uwagę: łapał pancerniki, ciągnął za ogon aligatory, wskakiwał do przerębla, wędrował zimą na Śnieżkę z psem czy też skakał na główkę z kilkunastu metrów. W połączeniu z niepokornym charakterem i agresywnym zachowaniem w stosunku do rywali, wytworzył bardzo specyficzny wizerunek samego siebie.

Wizerunek, za który przyszło płacić mu wysoką cenę. Kiedy po zakończeniu przygody z boksem organizacja KSW przedstawiała go jako swój nowy nabytek, kibice przywitali go sowitą porcją gwizdów. Kiedy debiutował w formule MMA, wielu fanów tylko czekało na jego potknięcie. Ale tamtego człowieka już nie ma, jest za to nowy "Szpila", który przed walką z Arkiem Wrzoskiem (11 maja na gali XTB KSW 94) zyskuje nowych fanów.

- Cieszę się, że przeszedłem taką drogę. Fajnie, że jestem dużo starszy, mądrzejszy. Ale walka z samym sobą trwa - mówi o swojej przemianie w programie "Klatka po klatce".

ZOBACZ CAŁY MAGAZYN "KLATKA PO KLATCE" Z UDZIAŁEM ARTURA SZPILKI

Jak dobitnie podkreśla, na tę zmianę składa się wiele aspektów. - To nie jest tylko moja przemiana. To dzięki ludziom, z którymi trenuję, z którymi przebywam, którzy mają na mnie wpływ - wylicza.

Droga do miejsca, w którym znalazł się były pięściarz była długa i kręta. Duży wpływ na jego młodość miał nie tylko boks, ale też przynależność do grupy chuliganów Wisły Kraków. Ze środowiskiem kibicowskim "Szpila" zerwał 12 lat temu. Jak sam przyznaje, nie mógł dłużej żyć ze świadomością, że jest obiektem polowań zwaśnionych fanów Cracovii. Po jednym z ataków przestał nawet uczęszczać do szkoły.

- Pojechałem na otwarcie do nowej szkoły. Mama kupiła mi garnitur. Wydała na niego ostatnie pieniądze. Wchodzę do klasy, a tam siedzi jeden z kibiców, który dostał ode mnie tydzień wcześniej na żwirowni w Krakowie. Za chwilę okazuje się, że jeden ma koszulkę "antywisła", drugi. Myślę sobie: "gdzie ja jestem?". Wychodzę ze szkoły, a tam czekają już dwie "dychy". Mówię sobie: "nie uciekam, tylko walę w zęby i uciekną". Przeliczyłem się - wspomina i dodaje.

- Leżałem na ziemi, trzymałem gardę, a oni siłą kopnięć tak mnie przesuwali, że miałem pozdzierane całe ręce, oczy. W nogi miałem wbite dwa noże. Wsiadłem do tramwaju, pojechałem do domu, mama patrzyła zapłakana, bo wszędzie krew. Powiedziałem tylko "pier... tę szkołę". To była pierwsza i ostatnia klasa technikum.

Udział w bójkach miał duży wpływ nie tylko na edukację, ale też karierę bokserską. Jej rozwój spowolnił pobyt w więzieniu. Ale po wyjściu zza krat obraz nie uległ zmianie.

- Było bardzo dużo głupich akcji. Miałem walczyć w boksie w Kanadzie. To była trzecia lub czwarta walka po wyjściu z więzienia. Pojechałem do Krakowa, a wtedy jeszcze trochę kibicowałem. Spotkałem gościa ze smyczą "antywisła". Od słowa do słowa, oni byli w trójkę. Trafiłem jednego w czoło. Płat czoła padł, ale co z tego - ręka była rozwalona. Nie poleciałem do Kanady, później miałem problemy z tą dłonią. To była jedna z najgłupszych rzeczy - mówi były pięściarz.

Dziś Szpilka inaczej patrzy na środowisko pseudokibiców. Nie boi się też głośno wypowiedzieć swojego zdania.

- Może to, co powiem, będzie przykre dla innych chuliganów, ale mam to w nosie. Uważam, że wszystko jest do czasu i oni też są mądrzy do czasu. Przychodzi jakaś większa draka i wszystko nagle pęka. Dziś patrzę na to inaczej, mogę przekazać młodzieży zupełnie inne wartości - podkreśla.

Szpilka nie ukrywa jednak, że jego największym zwycięstwem jest zerwanie z narkotykami. - One zabierały mi trzeźwość myślenia, jasność umysłu. Przez to, że przez pięć lat już nie biorę, że patrzę na te wszystkie osoby w transie, mam jeszcze większy wtręt do tego - wyjaśnia.

W sobotni wieczór w trójmiejskiej Ergo Arenie Szpilka powalczy o największe zwycięstwo w formule MMA. Po pokonaniu Siergieja Radczenki, Denisa Załęckiego i Mariusza Pudzianowskiego, przyszedł czas na największe wyzwanie sportowe w postaci Arkadiusza Wrzoska.

- Uważam, że tu zadziałają instynkty, że tam będzie pierwsze zwarcie, "jazda". Kto trafi, kto będzie miał mocniejszą pierwszą bombę, kopnięcie, czy obalenie. To może ustawić całą walkę - wyjaśnia.

Oprócz umiejętności były pięściarz będzie potrzebował szczęścia. A tego miał w życiu co niemiara. - Z perspektywy czasu patrzę na te ryzykowne rzeczy, to gdzie jestem, wciąż zdrowy, po 12 różnych operacjach, siedzę sobie tutaj uśmiechnięty, pewny siebie, ale też bardzo szczęśliwy i wdzięczny za wszystko, co mam - wylicza.

Artur Mazur, dziennikarz WP SportoweFakty

2024-05-07T16:09:13Z dg43tfdfdgfd