NAJPIERW ZGINęLI JEJ MATKA ORAZ BRAT. POTEM OFIARą MORDERCY PADł 7-LETNI SIOSTRZENIEC ARTYSTKI

Jennifer Hudson była u szczytu kariery, gdy doszło do tragedii, która na zawsze zmieniła jej życie i wstrząsnęła całym światem. W październiku 2008 roku w rodzinnym domu gwiazdy zamordowano jej matkę oraz brata, a kilka dni później okazało się, że ofiarą padł także jej 7-letni siostrzeniec. Zakrojone na szeroką skalę śledztwo szybko przyniosło rezultaty.

W 2004 roku Jennifer Hudson wzięła udział w amerykańskiej wersji "Idola", który okazał się dla niej przepustką do kariery zarówno w branży muzycznej jak i filmowej. Zaczęła pojawiać się na ekranie w produkcjach takich jak "Seks w wielkim mieście" czy "Dreamgirls", za co nawet dostała Oscara, zaś jej fonograficzny debiut znalazł się na 2. miejscu listy Billboard 200. Wszelkie sukcesy stały się jednak niczym, gdy dowiedziała się o tragedii, która rozegrała się w jej rodzinnym domu w Chicago.

Zobacz wideo "Respect". Jennifer Hudson zwala z nóg w zwiastunie biografii Arethy Franklin

Matka i brat Jennifer Hudson zostali zamordowani. W ogniu podejrzeń stanął jej szwagier

24 października 2008 roku chwilę przed godziną 15:30 otrzymała telefon od policji, która poinformowała ją o śmierci jej matki oraz brata. 57-letnia Darnell Donerson i 29-letni Jason Hudson zostali zastrzeleni we własnym domu zlokalizowanym w południowej dzielnicy Chicago. Nie był to jednak koniec smutnych wieści, bo raptem kilka godzin później okazało się, że przebywał z nimi także jej siostrzeniec Julian D. King. Śledztwo ruszyło z impetem, liczono bowiem na to, że 7-latek został uprowadzony i wciąż żyje, zwłaszcza że sprawca ukradł samochód, który był zaparkowany na podjeździe.

Po przeanalizowaniu pobliskich kamer i zeznań sąsiadów podejrzanym stał się William Balfour, z którym starsza siostra Jennifer, Julia, była w tym czasie w separacji. Mężczyzna był widziany w domu rankiem feralnego dnia, a na jego niekorzyść przemawiał fakt, że posiadał już kryminalną przeszłość i pasował do profilu przestępcy. Jeszcze tego samego dnia policja zatrzymała go w mieszkaniu jego nowej dziewczyny, lecz podczas przesłuchania nie przyznawał się do winy i zaprzeczał, jakoby porwał syna swojej byłej partnerki. Nie zgodził się jednak na badanie wariografem, dlatego nikt nie uwierzył w jego wersję zdarzeń i został w areszcie.

7-letni siostrzeniec Hudson też padł ofiarą zabójcy. Ława przysięgłych była bezwzględna

Hudson i pozostali członkowie rodziny poruszyli niebo i ziemię, by odnaleźć chłopca. Na zorganizowanej w kościele baptystów konferencji prasowej apelowali do porywacza, by puścił go wolno, a oni zadbają o to, by uniknął kary. – Nie obchodzi mnie, kim jesteś, po prostu pozwól dziecku odejść. Chcę tylko mojego syna – mówiła zrozpaczona Julia. Sprawa jednak nie miała szczęśliwego zakończenia. 27 października odnaleziono skradziony spod domu samochód, a na tylnym siedzeniu leżało ciało Juliana. 7-latek, podobnie jak jego babcia oraz wujek, zginął od strzału w głowę.

Policja rozpoczęła przeszukiwanie okolicznych terenów i wkrótce odkryto pistolet, którym, jak się okazało po badaniach, pozbawiono życia całą trójkę. Wszystkie tropy prowadziły do Balfoura, który ostatecznie 1 grudnia został postawiony w stan oskarżenia i trafił do aresztu, O jego winie miały świadczyć m.in. liczne groźby, które wcześniej kierował pod adresem swojej byłej partnerki oraz jej bliskich. 23 kwietnia 2009 roku odbyła się rozprawa, podczas której zeznania składała Jennifer Hudson, która jako pierwsza była na miejscu zbrodni. – Nikt z nas nie chciał, aby Julia wyszła za Balfoura. Nie podobało nam się, jak ją traktował – mówiła o byłym szwagrze. Następnie głos zabrała jej siostra, która wspomniała o tym, że mężczyzna nie radził sobie z zazdrością, był agresywny i nierzadko dopuszczał się rękoczynów.

Po wysłuchaniu wszystkich świadków i przeanalizowaniu zebranych dowodów, ława przysięgła uznała Williama Balfoura winnym zarzucanych mu czynów. Ostatecznie wyrok zapadł w maju 2012 roku. – Moje najgłębsze modlitwy kieruję do Juliana Kinga. Kochałem go. Nadal go kocham. Jestem niewinny, wysoki sądzie – mówił po wysłuchaniu wyroku, skazującego go na dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego za morderstwa i dodatkowe 120 lat więzienia za pozostałe czyny. Wersję o niewinności utrzymuje do dzisiaj, a w wywiadach podkreśla, że cała ta sytuacja była wynikiem spisku, nie potrafił jednak tego udowodnić. By uczcić pamięć bliskich, Jennifer wraz z siostrą otworzyła fundację, która dba o potrzebujące rodziny, mieszkające w okolicach Chicago.

2024-05-03T17:50:44Z dg43tfdfdgfd