Mąż MóWIł JEJ: "NIE KłAM, żE TAK CI ZE MNą źLE, PRZECIEż MASZ WSZYSTKO". KASIA: "TOTALNIE SIę ODKLEIł"

Kasia jest żoną od 15 lat, ale mówi, że to o 15 za dużo. Bo ona nie na takie małżeństwo "się umawiała". Nie takiemu partnerowi ślubowała miłość i wierność w zdrowiu i w chorobie. Nie z takim miała spędzić emeryturę. Choć sygnały, że tak się nie stanie, pojawiły się już wcześniej. — Kiedy przyszło "prawdziwe życie" w postaci domowych obowiązków, opieki nad trójką dzieci, gotowania, prania, sprzątania, podcierania zasmarkanych nosów i wożenia do szkoły i przedszkola, okazało się, że jestem w tym całkiem sama — mówi. Czy zaniedbanie ze strony partnera może być powodem do rozwodu uznawanym przez sąd?

  • Kasia jest mężatką od 15 lat, ale czuje się zaniedbana przez męża i rozważa rozwód
  • Jest samotna i niedoceniana, martwi się o brak wsparcia emocjonalnego
  • Zdaniem prawniczki Alicji Praszkiewicz zaniedbanie ze strony męża destabilizuje małżeństwo i negatywnie wpływa na całą rodzinę
  • — Janusz odciął się właściwie kompletnie, zupełnie się "odkleił". Mój dzień zaczyna się o 6.00 rano, niezależnie od tego, czy jest weekend, czy nie — opowiada Kasia.
  • Eliza złożyła pozew o rozwód "z zaniedbania" na początku tego roku. Mąż pokręcił jej kółko na głowie
  • Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

— Rozwód jest często postrzegany jako rozwiązanie w sytuacjach, gdzie w domu panuje agresja, występuje problem alkoholowy lub doszło do zdrady — mówi radca prawny Alicja Praszkiewicz. — Jednakże w rzeczywistości zaniedbywanie rodziny oraz małżonka również stanowi uzasadnioną przyczynę rozwodową. Takie zaniedbanie może obejmować brak wsparcia emocjonalnego, fizycznego lub finansowego, co prowadzi do destabilizacji małżeństwa i negatywnie wpływa na dobrostan wszystkich członków rodziny.

— Mój mąż żyje obok od lat. Jemu to pasuje, ja się czuję totalnie zaniedbana — mówi Kasia.

Jest 6.00 rano. Katarzyna odgarnia włosy z czoła i wzdycha. Zgarnia jeszcze resztki cukru, który wysypała przez nieuwagę na kuchennym stole. Powoli, dokładnie, w kompletnej ciszy. I w tym obezwładniającym poczuciu samotności, które towarzyszy jej od dłuższego czasu. W poczuciu, że można mieć dom pełen ludzi, a czuć się tak, jak by się żyło na bezludnej wyspie. Bo ta najważniejsza osoba, ta, która jest dla nasz wszystkim, nas nie zauważa, nie wspiera. A może nawet już nie kocha.

To po co właściwie trwać w tym małżeństwie? Przecież nawet psychologowie mówią, że nie warto męczyć się w toksycznych związkach, bo to człowieka dobija, męczy. A życie ma się jedno. I zawsze można się rozwieść. Również wtedy, jak człowiek się czuje przez męża zaniedbany.

"Janusz się odkleił, a ja jestem całkiem sama"

Kasia jest żoną od 15 lat, ale mówi, że to o 15 za dużo. Bo ona nie na takie małżeństwo "się umawiała". Nie takiemu partnerowi ślubowała miłość i wierność w zdrowiu i w chorobie. Nie z takim miała spędzić emeryturę. Choć sygnały, że tak się nie stanie, pojawiły się już wcześniej.

— Właściwie tuż po urodzeniu pierwszego dziecka zorientowałam się, że mój mąż najchętniej przebywałby cały czas w pracy, do domu wracał późno i bez szczególnej chęci dzielenia się ze mną tym, co się dzieje w jego życiu. Dopóki byliśmy małżeństwem bezdzietnym, nie ciążyło mi to tak bardzo. Wiedziałam, że ona ma swój świat, a ja mam swój i spotykamy się gdzieś pośrodku. Ale kiedy przyszło "prawdziwe życie" w postaci domowych obowiązków, opieki nad trójką dzieci, gotowania, prania, sprzątania, podcierania zasmarkanych nosów i wożenia do szkoły i przedszkola, okazało się, że jestem w tym całkiem sama.

Mąż Kasi, 43-letni Janusz, jest przedsiębiorcą i swojej firmie poświęca się bez reszty. W domu chciałby jedynie odpocząć, zrelaksować się, złapać oddech. Ale jak łapać oddech przy dwójce nastoletnich córek i energicznym, ośmioletnim synu? No właśnie.

Dlatego Janusz, zanim wróci do żony i dzieci, najpierw zje kolację z kolegą z pracy, obejrzy mecz w barze, odwiedzi rodziców... A próg własnej sypialni przestąpi dopiero późnym wieczorem. I powie Kaśce, że jest zbyt zmęczony, by słuchać o tym, że Jasiek znowu nie był przygotowany na angielski, a Klara ma zagrożenie z matematyki. Przecież on dał pieniądze na "korki", to co ma jeszcze zrobić?

— Janusz odciął się właściwie kompletnie, zupełnie się "odkleił". Mój dzień zaczyna się o 6.00 rano, niezależnie od tego, czy jest weekend, czy nie — opowiada Kasia.

— W tygodniu on wstaje godzinę później, parzy sobie w spokoju kawę, idzie pobiegać... Potem prysznic i wyjazd do pracy, czasem w delegację na dwa, trzy dni. Jak ma dobry nastrój i uważa, że jego grafik na tym nie ucierpi, to podwiezie najstarszą córkę do szkoły, bo ma po drodze. Ale jak się spieszy, to nie zamieni z dziećmi ani ze mną pół słowa... A mnie się chce wyć. Czuję, jakbym żyła pod jednym dachem z jakimś znajomym, a nie z mężem, który jest zaangażowany emocjonalnie w życie naszej rodziny. I, co najgorsze, nie mam żadnego "światełka w tunelu", jakiejś nadziei, dla której można by było jeszcze ratować ten związek. Może sama jestem sobie winna, bo nie mówiłam wcześniej jasno, że ta obecność jest dla mnie ważna?

Kaśka uważa, że Janusz w ogóle nie powinien mieć rodziny, bo jego to zupełnie nie interesuje. Owszem, zapewni wszystko, co trzeba na poziomie materialnym, czyli zrobi przelew, porobi opłaty... Ale nie pójdzie z dziećmi na spacer, nie zrobi zakupów, bo twierdzi, że ja to zrobię lepiej, a jego to męczy. Nie zaprowadzi na basen, nie odbierze od koleżanki.

— Mój mąż żyje obok od lat. Jemu to pasuje, ja się czuję totalnie zaniedbana. I to nie jest tak, że on utrzymuje całą rodzinę, więc "taki mamy układ". Ja też pracuję zawodowo, ja też dokładam swoją część do domowego budżetu. Ale poza tym wszystkim tworzę nam dom. On tego nie robi.

Eliza chce rozwodu, a mąż się śmieje

Eliza złożyła pozew o rozwód "z zaniedbania" na początku tego roku. Mąż pokręcił jej kółko na głowie.

— Chyba nie myślisz, że ktoś to potraktuje poważnie? — pytał ją setki razy. — Nie miałaś już co wymyślić? Lepiej powiedz, że mnie zdradzasz, że kogoś poznałaś. Nie kłam, że tak ci ze mną źle, przecież masz wszystko. Sama nie wiesz, czego chcesz, tyle ci powiem.

Koleżanki też nie dowierzały. Przecież Krzysiek nie pije, nie bije, nie awanturuje się. "Zgłupiałaś Lizka, chcesz zostać sama na stare lata? Nie będziesz teraz wszystkiego zaczynała od początku".

— Ale ja jestem sama już teraz — odpowiada 50-latka. — Nigdy w życiu nie czułam tego mocniej. Dzieci mamy dorosłe, dom jest pusty. Myślałam, że po pięćdziesiątce nasz związek odżyje, że wreszcie będziemy mieć czas tylko dla siebie, że będziemy podróżować, urządzać kolacje dla naszych znajomych. Ale Krzysiek chce mieć już tylko "święty spokój". Jemu nie zależy na tym, żeby zadbać o nasze małżeństwo, nie zależy mu na tym, żebym ja była z nim szczęśliwa. Uważa, że skoro wychowaliśmy razem dwoje dzieci, mamy własnościowe mieszkanie i działkę, to nie mam prawa narzekać na brak jego zainteresowania. A ja się czuję jak niepotrzebny mebel.

Mój mąż mnie nie zauważa, nie potrzebuje. To po co ja mam z nim nadal być? Innym problemem są pieniądze. Wszelkie inicjatywy, jakie podejmowałam, żeby ratować ten związek, opłacałam z własnej kieszeni. A on owszem, jeździł na te wczasy, chodził ze mną do teatru, do kina. Ale w życiu pół złotówki do tego nie dołożył, w życiu sam nic nie zaproponował. Głupia byłam, że tak się starałam. Jemu to przecież wszystko jedno.

Radca prawny Alicja Praszkiewicz pomaga swoim klientom się rozwieść. I zaznacza, że rozwód z zaniedbania to dziś żadna nowość.

[object Promise]

— tłumaczy.

— Kodeks rodzinny i opiekuńczy określa jako obowiązek małżonków współdziałanie dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli — wyjaśnia prawniczka. — Dobro i ochrona rodziny przejawia się zaś w przyczynianiu się do zaspokajania potrzeb rodziny, uwzględnianiu dobra dzieci, respektowaniu równouprawnienia małżonków. Nadto w prawidłowo funkcjonującym małżeństwie wiąże małżonków wspólnota duchowa, polegająca na wzajemnym szacunku, lojalności, szczerości, zaufaniu, wyrozumiałości, respektowaniu osobistych potrzeb małżonka, gotowości do ustępstw i kompromisów.

Kto by rzucał takiego faceta jak on?

Eliza poprosiła męża, żeby spróbowali terapii małżeńskiej. Wybłagała, poszedł na jedno spotkanie i na tym się skończyło. Powiedział, że to nie ma sensu, że to bzdura.

— Terapeutka zadała nam pytanie, czy jesteśmy ze sobą szczęśliwi, czy nieszczęśliwi i dlaczego. Krzysiek na to, że on jest szczęśliwy, bo nie musi się już starać, że ma to już za sobą i teraz właściwie czeka na emeryturę, a nie ma uniesienia w związku. Popłakałam się, nie zrozumiał dlaczego. Rzucił tylko, że skoro płaczę, to pewnie mam wyrzuty sumienia, bo go zdradzam, ale boję się przyznać. Że zawsze zaczyna się od terapii, od zmian, a potem okazuje się, że od dawna jest coś na rzeczy. No bo kto by rzucał takiego faceta jak on? Jest porządny, dobrze sytuowany, nie pije, nie wychodzi z kolegami. I nawet zgodził się na tego cholernego psa...

Eliza wie, że jej mąż tego nie zrozumie, że jego zdaniem cały ten rozwód to czyste szaleństwo i wielka krzywda wyrządzona całej rodzinie. I że on jej pewnie nigdy nie wybaczy tego rozwodu, choć może kiedyś sam dojdzie do wniosku, że mu lepiej bez płaczącej żony "na głowie". Takiej, która stale chce uwagi i wspólnego spędzania czasu. Takiej, której nie trzeba mówić, że się ją kocha, bo przecież to się rozumie samo przez się. Inaczej by z nią tyle nie wytrzymał, prawda?

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-06-28T08:25:46Z dg43tfdfdgfd